Popularność w klasie
Mam bardzo skomplikowany problem który nie daje mi spokoju, ciągle o nim myślę. Zacznę od samego początku...
W podstawówce byłem niezbyt lubianą osobą. Ciągle byłem uczestnikiem jakiegoś konfliktu. Jak w szkole była jakaś afera, co bym nie robił musiałem znaleźć się w jej centrum. Tyle tylko że w mojej klasie wiecznie ktoś się z kimś kłócił, potem byli wielkimi przyjaciółmi przez 5 minut i tak w kółko, a ja miałem paru kolegów którzy nigdy się ode mnie nie odwrócili.
Na początku gimnazjum za wszelką cenę chciałem wbić się w tłum: nie oceniałem ludzi, nie komentowałem ich zachowań. Ogólnie byłem cichy i spokojny. Nie nawiązywałem też nowych znajomości. W nowej klasie znalazło się kilka osób z klasy z podstawówki, z którymi miałem przeciętny kontakt. Dzięki mojemu zachowaniu udało mi się nie narobić wrogów (w podstawówce miałem ich mnóstwo). Niestety, do mojej klasy trafili również dwaj totalni idioci, których debilizm ciężko opisać, oraz parę "neutralnych" osób. W códzysłowiu, ponieważ mają one świetny kontakt z dawnymi znajomymi z podstawówki, z którymi delikatnie mówiąc niezbyt się lubiliśmy. Efekt oczywiście był taki że nowo poznane osoby mogły mieć wyrobione o mnie zdanie już w wakacje, na podstawie czyichś relacji. Do tego kiepskie pierwsze wrażenie i efekt był taki, że w klasie nie miałem ani jednego dobrego kolegi, jedynie paru znajomych, a reszta w większym lub większym stopniu nie przepadała za mną. Byłem nieśmiały, nie zagadywałem do innych gdyż wciąż pamiętałem to co się działo w poprzedniej szkole, podświadomie bałem się odrzucenia. Postanowiłem, że w II klasie zmienię swoją sytuację...
Od września tego roku jest mimo moich starań jeszcze gorzej. Opiszę w skrócie chłopaków z mojej klasy:
- 2 debili, którzy potrafią walnąć kogoś w łeb i śmiać się z tego przez miesiąc,
- 2 nudziarzy, którzy wszystko mają gdzieś, każdego innego niż oni uważają za idiotę, z nikim nie gadają oprócz siebie nawzajem. Jedyna ich pasja to komputer.
- gość który  nie zdał do 3 kl.
- bardzo popularny gość, ma mnóstwo znajomych, po części identyfikujący się z grupkami o których za chwilę...
- 1 gość który z nikim się nie kłóci, ale też z nikim nie ma lepszych relacji,
- grupka osób którą znam jeszcze z klasy z podstawówki, niby są ok aczkolwiek totalnie nie mamy wspólnych zainteresowań,
- grupka wielkich przyjaciół od czasów kiedy mieli
Po 8 lat, no i ja. Dodam, że dwie ostatnie grupki ostatnio praktycznie połączyły się ze sobą.
Chciałem się wbić w to całe towarzystwo. Jednak jestem olewany, zbywany, wyśmiewany. Niektórzy ewidentnie chamsko się zachowują, żeby podkreślić różnice między nami (np. Przychodzą do szkoły punkt 7:59, demonstracyjnie przybijają wszystkim piątki. Wszystkim oprócz mnie, omijają mnie i lecą dalej się witać nawet z osobami które ledwo znają). W ogóle nie traktują mnie jak osobę z ich klasy. Z niektórymi próbowałem się dogadać.
Ludzie albo mnie zbywają, nie chcą ze mną gadać, albo gadają, wszystko ok, a za 5 min wyzywają i obgadują za plecami.
Nie mam z kim gadać, na przerwach utknąłem z tymi dwowa nudziarzami, którzy coraz bardziej mnie wkurzają. Ci, z którymi miałem dobre relacje w podstawówce, są w innych klasach. Nie da się też tak o się przenieść. Proszę was o rady, co mam dalej robić, bo po prostu wysiadam. Dotychczas, od innych osób słyszałem że:
- mam nie przejmować się idiotami; świetny pomysł, naprawdę. Ale ja po prostu nie umiem. JAKIMI IDIOTAMI ONI BY NIE BYLI, CHCĄC NIE CHCĄC PRZEZ PRAWIE 2 LATA BĘDĘ Z NIMI SPĘDZAŁ MNÓSTWO CZASU. Więc chyba lepiej mieć dobre relacje z klasą.
- popracował nad pewnością siebie, tolerancją; brak efektów.
- znalazł znajonych poza szkołą; ciężko w tak małym mieście, mimo to próbuję. Ale to nie rozwiązuje moich problemów.
Co byście zrobili na moim miejscu? Nie potrafię żyć w odosobnieniu, olać wszystko. Dookoła tyle osób: ładnych, brzydkich, mądrych, głupich- mają mnóstwo znajomych, a ja nie


  PRZEJDŹ NA FORUM